2015/12/01

Całusy ze Sieny



Mkniemy tak przez pomarańczowo-zielony toskański krajobraz, długie kolorowe pola wydają rozciągać się, po czym znikają w tyle, gdy odwracam za nimi co chwilę głowę. W radiu Gianna Nannini śpiewa do nas przeciągle "ti voglio tanto bene", wyznając nam uczucie, a my niewzruszeni śledzimy widoki za oknem. Tutaj, na małej wsi, wyśnione toskańskie krajobrazy stają się rzeczywistością i przybierają realnego kształtu. Wysokie cyprysy dodają sielankowego charakteru wąskiej drodze, za którą pasą się dwie kozy, a w gospodarstwie obok dumnie przechadza się wielki kogut, którego pianie budziło mnie codziennie niedługo po wschodzie słońca. Zachmurzone, szare niebo otula nas ociężałą atmosferą, wszyscy wolimy więc w milczeniu obserwować mijane wsie niż wdawać się w żywą dyskusję. Gęsta mgła zadumy opada, gdy wjeżdżamy na autostradę. Podskakujemy wcześniej na kilku nierównościach, a później włączamy się do płynnego, szybkiego ruchu po nieskazitelnie równym asfalcie.  Jak gdyby wybudzeni nagle z głębokiego snu spoglądamy na siebie i na kierowcę, czy przypadkiem nie udzielił mu się także nasz stan. Alessia wierci się na siedzeniu obok i częstuje nas pralinkami. "Byłyście kiedyś w Sienie?", pyta.

2015/11/18

Papugi i domy z piernika, czyli parki Barcelony



Spacerując po raz pierwszy po Barcelonie nie zabieram ze sobą mapy, wierząc, że miasto, intuicja i tłumy turystów zaprowadzą mnie tam, gdzie zechcę. Przystaję na moment przed wysoką, starą kamienicą obsadzoną kwiatami. Doniczki stoją równo w rzędzie przy drzwiach, inne wiszą pod oknem i nad nim, a zielone łodygi kołyszą się i falują bujane delikatnym, upalnym wiatrem. Gdyby nie ta nieśmiała flora, stare mury wydawałby się zupełnie opuszczone. Za moimi plecami ganiają grające w piłkę dzieci, a ich rodzice przesiadują na ławkach, zajęci żarliwą dyskusją. Mija mnie grupa nastolatków wpatrzonych w ekran tabletu i zaśmiewających się do rozpuku. Mam wrażenie, że tylko ja zauważam tę mnogość doniczek i falowanie łodyg.  To zabawne jak nieraz nasze oczy przywykają do pewnych obrazów, czyniąc je niewidzialnymi.

2015/10/17

Spójrz w dół, czyli tarasy Barcelony



Z góry wszystko wygląda inaczej. Można poobserwować z innej perspektywy uliczny mecz piłkarski, zauważyć nierówność ulic, tajemnicze schody wychodzące na dach prosto z balkonu lub pięknie zdobiony taras, do którego z kolei żadne nie prowadzą. W oddali, w gęsto zarośniętym tarasowym ogrodzie ktoś pali papierosa, nienasycony widocznie niezbędnym  tlenem wytwarzanym przez otaczające go rośliny. Na balkonie nieopodal pewna kobieta wiesza pranie, regulując głośność radia i piosenki, której skoczny rytm, jak dobrze nadmuchana piłeczka, odbija się echem od murów pobliskich kamienic.  Chwilę później słyszę brzdęk monet i hałas upadającej puszki. Mężczyzna w plażowych klapkach z namaszczeniem otwiera swoją pepsi, która przed chwilą przeturlała mu się do rąk z brzęczącego jak rój pszczół, ustawionego pod ścianą automatu. Rozgląda się przez chwilę na boki, rzucając wzrokiem na dachy Barcelony po czym z wolna znika w uchylonych drzwiach prowadzących na klatkę schodową.

2015/10/10

Muffin w locie



Prawie spóźniliśmy się na pociąg.

Gdy na stacji, przy automatach z biletami, próbowałam po raz trzeci wyjaśnić niewielkiej blondwłosej kobiecie, że z właśnie zakupionym skrawkiem papieru może pojechać do Wenecji o każdej godzinie tamtego dnia, Luby trącał mnie lekko w ramię, nerwowo spoglądając na zegarek. „Spóźnimy się”, syczał, uśmiechając przy tym wymowie do babeczki nieokreślonej narodowości, z którą dyskutowałam. Stres trochę złapał mnie za gardło, gdy powiadomiłam o tym moją rozmówczynię, a ona niewiele sobie robiąc z mojego odjeżdżającego pociągu kontynuowała wywód.  Powtórzyłam jej wiec raz jeszcze krok po roku niezbędne czynności jakie miała do wykonania (skasowanie biletu i przejście na peron) po czym, zapewniając wyżej wspomnianą po raz kolejny, że wszystko będzie dobrze i dojedzie do Wenecji jeśli zrobi tak jak powiedziałam, pożegnałyśmy się tyle czule co szybko. 

Gdy wpadliśmy na peron, pociąg syczał już niecierpliwie przygotowując się do odjazdu.
„Jak to jest, że ciągle musimy się śpieszyć?”, zapytał retorycznie Luby opadając na siedzenie obok mnie.

2015/10/02

Kiedy miejsca nas wołają



Stało się.

Wysunęłam nos poza ramy włoskiego buta. Nie zmiotło mnie niespodziewane, chociaż przy lądowaniu całym samolotem wstrząsnęły turbulencje. Mama mówiła, że tam to zazwyczaj normalne, jednak ja nie byłam pewna czy to przypadkiem nie drżenie mojego serca. Spojrzałam za okno i spod gęstych chmur gdzieniegdzie dało się dostrzec zarys portu. Jesteśmy.

Nie pamiętam pierwszej chwili, w której tamtejsze powietrze trafiło do moich płuc, jednak skoro w myślach już tyle razy stąpałam po tej ziemi, a moje ja wydawało się znać na pamięć układ ulic, być może moje ciało uznało za znajome także i powietrze. Ciąg zdarzeń od momentu wyjścia z samolotu, poprzez wgramolenie się do autobusu i dojazd do carrer d’Urgell wydał mi się sennym majaczeniem i jak to w śnie bywa, nierealnie postępującymi po sobie fragmentami scen, których byłam świadkiem. Przy carrer d’Urgell wysiedliśmy jako jedyni i zamiast tłumu pędzących w amoku ludzi, a wśród nich kieszonkowców, przywitała nas siedząca na ławce nieopodal starsza pani i grupa młodych obojga płci podążających przed siebie szybkim truchtem.  Gdy uśmiechając się do siebie ruszyliśmy z wolna w górę ulicy, przed oczami jawił mi się jeszcze napis wyświetlany na małym autobusowym ekranie w towarzystwie uśmiechniętej emontikony "Hooray! You are finally here!"

2015/09/18

Regaty i weneckie klucze



Już od połowy sierpnia niewielka przestrzeń reklamowa miasta została obklejona plakatami informującymi o zbliżającym się wydarzeniu, tak ważnym dla mieszkańców miasta na wodzie. Wenecja będąc sama w sobie zabytkiem może poszczycić się tym, że mury kamienic i kościołów są nieskażone żadnego rodzaju twórczością. Same plakaty rozwieszane są głównie na płytach osłaniających remontowany budynek. Prace restauratorskie odbywają się w zasadzie na okrągło, stąd też ilość wolnych miejsc gotowych przyjąć na siebie wszelakie reklamy wydaje się być niewyczerpalna.  
Wsiadając do tramwaju wodnego  lub przechodząc jedną z ulic zaraz przy kanale,  często, zaintrygowana, odwracałam się aby rzucić okiem na wiosłujących dzielnie po Canal Grande wenecjan i wenecjanki ćwiczących swoje umiejętności. Jak co roku regaty zbiegają się w czasie z weneckim festiwalem filmowym, dlatego tez gdzieniegdzie można było przyuważyć stacjonujące na wodzie przy jednej z kamienic barki telewizji Rai. Wrzesień jest miesiącem o wyjątkowym przeludnieniu w mieście na wodzie, mimo, że teoretycznie sezon letni dobiegł końca.

2015/08/08

Mozaika, melon i róże



Rawennę poznaje się w marszu, podążając długimi alejami pełnymi głośnych motorini, za którymi unosi się zapach spalin, hałaśliwymi od gwaru rozmów uliczkami, w których z kolei czuć miły aromat świeżo zmielonej kawy. Przesiadując w oknie kawiarni można stać się leniwym obserwatorem, wgryźć się w łyżeczkę jak w szkolny ołówek i zagapić. Później przychodzi chwilowy zawód wraz z myślą, że miasta, które odwiedzamy są przede wszystkim skupiskiem przyziemnych spraw, brukowo-asfaltowym centrum, w którym życie tętni w rytm wysłania listu, zapłacenia podatków, czasu na dojazd autobusem lub samochodem do pracy, a później do domu. Przytakujemy nad kofeinowym zrozumieniem stanu rzeczy i lżej nam, kiedy zdajemy sobie sprawę, że wgryzając się w łyżeczkę, a później sunąc długimi alejami stajemy się częścią tego tętniącego centrum i choć przez moment, godzinę czy dzień możemy dzielić z nim codzienność.

2015/07/24

Włoski przewodnik: Rimini



La rossa latem nabiera bordowych barw. Wszystko przez  lejący się z nieba żar i bijący od asfaltu gorąc, który unosi się w powietrzu i przenika nawet w najciemniejsze, najbardziej ukryte zakątki kamienic. Ciężko oddycha się nawet w cieniu arkad. Z tego też powodu latem (a czasem i wiosną przy okazji weekendów) ulice wyludniają się, sklepy zamykają, a gdzieniegdzie tylko suną z wolna pojedyńczy turyści niezadowoleni z takiego stanu rzeczy. Bolonia staje się miastem widmo, a wszyscy miejscowi obierają jeden kierunek: nad morze. 

2015/06/29

Liguryjskie cytryny



Przywitał nas szum górskiego strumyka i cytryny na drzewach. Chmury, które początkowo zwiastowały deszcz rozwiały się bezpowrotnie. Podczas gdy maszerowaliśmy w dół, jeszcze pustymi uliczkami, towarzyszyły nam ostre promienie słońca i szum wody, który nocą musi przyjmować kojące brzmienie.  O ile plaże Adriatyku są raczej piaszczyste i często woda niesie ze sobą różnego rodzaju wodną florę, o tyle wybrzeża morza Liguryjskiego są raczej skaliste, poszarpane przez klify, na których trwale i prawie niemożliwie osadzone są miasta z kolorowymi fasadami domów, malowanymi jakby na pokaz. Nie wiem czy ich mieszkańcy zdają sobie sprawę z zamieszania jakie wywołują ich domostwa, w gruncie rzeczy często zaniedbane, mieszczące niezbędne minimum, w których tli się jednak skromne piękno, w stronę którego zwrócone są oczy świata.  


2015/06/15

Myśl, którą się tańczy



Noc była ciepła, ale nie upalna. Wiatr ustal, a jedynym pędem powietrza, który zderzał się delikatnie z moja twarzą był ten wprowadzony w ruch podczas marszu. Cisza jaka panowała wokół wydawała się przybierać formę gęstej mgły, w którą z każdym krokiem wchodziliśmy głębiej. Nasze słowa odbijały się dudniącym echem wśród kanałów.  Jedyna żywa dusza, która ukazała się w oddali był kot, który przyglądał nam się skulony przy jednej z kamienic. Chwile później usłyszeliśmy pierwsze odgłosy rozmów i składanych talerzy. Male restauracje powoli zamykano. Kelnerzy znosili stoły i krzesła do środka. Niektórzy pozdrawiali nas gestem, inni nawet nie zwracali uwagi na przemykające obok nich cztery cienie. Ktoś w kamienicy obok otworzył okno. Przeszliśmy przez most i sottportego, a do naszych uszu zaczęły docierać pierwsze linie melodyczne, które z każdym krokiem stawały się coraz bardziej zrozumiałe. Chwile później znaleźliśmy się na Campo San Giacomo, a muzykę słyszeliśmy już wyraźnie. Noc była wyjątkowo ciemna i mimo zaświeconych latarni, kontury znajdujących się po środku campo postaci nieco się rozmywały. Wszystkie wydawały się sunąć delikatnie po nierównym weneckim bruku, ruchy jednych par były bardziej płynne, innych mniej. Do naszych uszu dobiegły radosne śmiechy i zdecydowany, lecz nieco nostalgiczny rytm tanga. Już prawie zapomniałam jak dobrze jest tańczyć. 

2015/05/18

Mantua: Jezioro łabędzie


Do Mantui trafiliśmy trochę przypadkiem. Początkowo naszym celem była Liguria, ale, że w tamtych dniach deszczowy front upatrzył sobie północne włoskie wybrzeża, postanowiliśmy nie dać za wygraną i pojechać tam, gdzie parasol byłby zbędny.  Dzięki rozwojowi technologii dwoma smagnięciami placów przybliżyliśmy się na dowolną odległość do danego miejsca.  Jak się okazało szczegółowa mapa Włoch w niektórych regionach wciąż mnie zadziwia, dlatego też wybór okazał się prosty: otoczona trzema jeziorami słoneczna Mantua.

2015/04/25

Żar z nieba


Mimo, że przyjechaliśmy rankiem, słońce już dawało się we znaki. Stojąc na rozgrzanym parkingowym asfalcie, rozglądałam się za odrobiną cienia. Żałowałam, że nie wzięłam bardziej zakrytych butów. Mimo delikatnych powiewów nadmorskiego wiatru nawet maszerując czułam jak słońce opala mi do czerwoności skórę rąk i stóp. Ruszyliśmy  po kamiennych schodach ku centrum miasta, które zdawało się przyglądać nam z góry. Ociężałe, odporne na upał, wyrastało powoli przed naszymi oczami zza zakrętów. Wysokie budynki osadzone trwale na zboczach zdawały się przylegać do nich tak solidnie jak gdyby od zawsze stanowiły z nimi jedność. Zupełnie jakby te strome skały dały się świadomie  usidlić człowiekowi, aby ten mógł postawić na nich własne domostwa.

2015/04/15

Akrobacje na sznurze


Popłynęłyśmy z przystanku Fondamente Nove. Zebrała się na nim już pokaźna krzątanina osób, głownie rodziny z dziećmi, pary wycieczkowiczów, pojedynczy smutno-zamyśleni pasażerowie i my. Gdy unoszący się na wodze przystanek vaporetto wypełniony był po brzegi spoconymi ciałami, stawał się na tyle stabilny, że człowiek zapominał przez chwilę, że stoi na wodzie. Gdy jednak kołysząca się budka była prawie pusta, a pojedyncze osoby upchane po kątach przesiadywały na wąskich ławeczkach w oczekiwaniu na wodny tramwaj, wstępując na pokład bujanego przystanku można było poczuć się jak na jednym z dmuchanych placów zabaw, na który dzieci wspinają się, aby zaraz potem ześlizgnąć się po zjeżdżalni. My ześlizgnęłyśmy się z przystanku do vaporetto i upatrzyłyśmy sobie miejsca siedzące, w miarę w cieniu.

2015/04/01

Karabinierzy w Pałacu Książęcym

Architektura poddana naturze przy Piazzale della Pace; po prawej (na zdjęciu już niewidoczny) Palazzo della Pilotta.

Zwiedzanie jest trudne i zabawne. Odkrywanie odwiedzanych miejsc jest umiejętnością dziwnie skomplikowaną, aby nie przejść truchtem całego miasta widząc wszystko, a nie zobacząc nic. Zabawnie jest jechać do pewnego miejsca i, rozglądając się po towarzyszących ci osobach, dojść do wniosku, że prawdopodobnie jesteś jedynym turystą. To trochę jak ze stwierdzeniem „jedziesz do mojego rodzinnego miasta? A po co? Tam nic nie ma”. A najciekawiej jest, kiedy to nic zaczyna przybierać  różne formy.

2015/03/20

Weneckie myszy i kalosze


Deszcz. Kiedy pada, mimo, że zapowiedziany z dwudniowym wyprzedzeniem, wydaje się zaskakiwać wszystkich, zwłaszcza turystów, którym moczy wycieczkę. W oddali straszą grzmoty, chociaż z ich przytłumionego porykiwania można wydedukować, że nie zamierzają się zbliżać w nasza stronę. Woda cieknie uliczkami, które ze względu na niewielką ich szerokość wydają się nią wypełniać. Całe miasto sprawia wrażenie statku zatapianego od góry, które dziwnym trafem nie kołysze się tylko chlupocze.  Gapię się tak na brzeg ukryta pod parasolem i czuję dziwne podniecenie na myśl, co by się stało, gdyby rzeczywiście woda z chodników zrównała się z tą z kanałów.

2015/03/10

Bolonia (nie)banalnie


Za co można lubić Bolonię? Usłyszałam raz, że jest średniowieczna. Cóż, cechą starych miast, i w pewnym sensie ich zaleta jest to, że pamiętają ponure, odległe czasy, w których można przeglądać się jak w lustrze zaglądając w ciemne zaułki. Bolonia nie jest romantyczna, ani modna, na pierwszy rzut oka z niczym nam się nie kojarzy, urokliwsza wydaje się w pełnym słońcu, kiedy nigdzie się nam nie śpieszy, choć niektórzy twierdzą też, że nocą zwłaszcza w okresie świąt.

2015/02/27

Za dużo Toskanii?


Gdy zapytam kogoś „Z jakim miejscem kojarzą ci się Włochy?”, najczęstszą odpowiedzią jest Toskania. Toskania w ogóle, bo niby taka sama. Piękne „włoskie wioski”, kolorowe, spiralne pola, długie alejki wzdłuż których posadzone są wysokie drzewa, oliwki, wino i beztroskie podróże na vespie. Jednym słowem idylla.  Jeśli przejdziemy się po księgarni i dotrzemy do działu literatury zagranicznej z pewnością odnajdziemy przynajmniej 3 książki różnych autorów (zazwyczaj autorek) zatytułowane „Winnice w Toskanii”, „Moja Toskania”, „Domek w Toskanii”, itd. (tytuły wymyśliłam na poczekaniu, ale jestem pewna, że przynajmniej jeden z nich istnieje naprawdę).  Parę podobnych pozycji jeszcze kilka lat temu trafiło w moje ręce z ciekawości. Nie jest to literatura wysokich lotów, ale lekka i przyjemna jak powszechnie znany obraz Toskanii.  W ten sam sposób trafiłam na książkę Dario Castagno „Za dużo słońca Toskanii”, która zaintrygowała mnie tytułem i zdradzała podobne do mojego zainteresowanie autora fenomenem regionu, w którym się wychował i falą powieści opisujących tamtejsze życie wśród winnic w wyremontowanych domach.  Odpowiedzi nie znalazłam, lecz niedługo później nadarzyła się okazja, aby przekonać się o tym na własnej skórze. Pojechałam więc. Co takiego ma więc w sobie ten region, że przyciąga zagranicznych turystów, którzy czasem nawet decydują się zostać tam na zawsze? Jeśli dobrze pamiętam to jest region, w którym średnia długość życia jest najwyższa we Włoszech.  Nie gwarantuję zapierających dech w piersiach odkryć, ale na pewno postaram się przybliżyć prawdziwy ,na tyle na ile dam radę, obraz Toskanii.

2015/02/22

Piękne i niedoceniane, czyli czego nie może dać nam przewodnik



Znów zabieram Was na południe do krainy ‘nduji, serów,wieprzowiny i cebuli. Południowe Włochy są w swojej naturze nieco przewrotne, bo za urokami krajobrazu przyjeżdżają turyści, a młodzi, którzy się tam urodzili, często wyjeżdżają do miast północy na studia i później za pracą. Z pięknymi krajobrazami we Włoszech jest trochę jak z gondolami. Znowu posłużę się cytatem Brodskiego, który jak nikt inny, myśli tymi samymi słowami co ja: „(…) dla tych, którym z czymś takim byłoby do twarzy, gondola jest atrakcją równie niedostępną jak pięciogwiazdkowy hotel. Ekonomia stanowi oczywiście odbicie demografii; to jednak jest smutne podwójnie, ponieważ piękno, zamiast być obietnicą świata, zostaje zdegradowane do roli jego nagrody.”*
…i trochę jak z nieoszlifowanymi diamentami. Cieszą oko zwłaszcza w miejscach, o których dużo się nie mówi.

2015/02/17

Hulaj dusza, jest karnawał!


Według Oscara Wilde’a prawdziwą twarz człowieka możemy poznać wówczas, gdy założy on maskę. Co w gruncie rzeczy może okazać się prawdą, bo wbrew powszechnym przekonaniom jesteśmy bardziej skłonni robić pewne rzeczy, gdy nikt nie widzi naszej twarzy. Karnawał był czasem błogim, czasem porzucenia zmartwień i konwenansów, a anonimowość dodawała (i ciągle dodaje) odwagi i, w razie niepowodzenia, pozwala uciec od odpowiedzialności. A są to, nieraz wydawać by się mogło, jedne z najbardziej pożądanych wartości w historii ludzkości. Wybór samej maski z pewnością także świadczy o człowieku, i o tym co czyha pod jego skórą, albo czyją by przywdział gdyby mógł. Słowa Oscara Wilde'a stanowiły motto karnawału w Wenecji w roku 2015 i witały nas one na oficjalnej stronie internetowej wydarzenia, jakby pytając „a ty kim chcesz zostać dzisiejszego dnia?”. 

2015/01/27

Czego brakuje (nam w) Padwie?


Z opisu wycieczek zauważyłam, że Padwa jest obowiązkowym przystankiem tras objazdowych po północnych Włoszech.  Moje pierwsze wspomnienie z tego miasta jest niezbyt włoskie: wysokie bloki, trochę kamienic, dzielnice dość nowoczesne i niesamowity upał. Dlatego też warto wracać w niektóre miejsca, zwłaszcza w te, których obrazy zacierają się w naszej pamięci i do końca nie możemy być pewni czy to jeszcze to wspomnienie czy może już jakieś inne. I jak pisał José Saramago, „warto wracać do miejsc, (…) aby zobaczyć wiosną to co widziało się latem, (…) w pełnym słońcu to, co widzieliśmy deszczową porą”.  W ten oto sposób powróciłam do Padwy, którą zapamiętałam słoneczną, duszną i przeciętną, a ukazała mi się pochmurna, deszczowa, jesienna i … urokliwa.

2015/01/21

Puzzle świata i święty Marinus


Przekraczanie granic jest dziwnym doświadczeniem. Zwłaszcza teraz, gdy nie patrzą podstępnie to na ciebie to na twoje zdjęcie w dokumencie, jakby podejrzewając, że wyglądasz tak tylko w skutek drogich, zagranicznych operacji, że tak naprawdę ty to nie ty, tylko przemytnik bronią i handlarz ludźmi, i to nic, że masz dopiero 10 lat, siedzisz na tylnym siedzeniu, jesz lizaka i patrzysz na umundurowanego pana zaspanym wzrokiem, poprawiając poduszkę. Teraz już nawet dobrze ci się nie przyjrzą (choć być może powinni, bo ryzyko jest większe, w związku z tym, że postarzałeś się o te naście lat), ważne żeby dane się zgadzały, ale na wszelki wypadek każą ci wypakować komputer, wszystkie kable, książkę i podpaski. I dobrze robią, myślę. Lepiej być przezornym.
Przekraczanie granic jest dziwnym doświadczeniem, bo uzmysławia nam, że tak naprawdę ci wszyscy ludzie, w  gruncie rzeczy, niewiele się od siebie różnią. A im więcej podróżujesz, tym bardziej zdajesz sobie sprawę, że granice to iluzja obcości, która wraz ze swym pejoratywnym brzmieniem zamiast  przybliżać oddala, i daje nam do zrozumienia, mylnie, że świat to puzzle różnic. W rzeczywistości głównym ogniwem tej układanki, który ją charakteryzuje jest różnorodność, a  jej mieszkańcy czyli my, jesteśmy, w swej różnorodności, tacy sami. 
Przekraczanie granic jest dziwnym doświadczeniem, zwłaszcza w czasach, w których tych granic w zasadzie nie widać i przypomina nam o nich choćby technologia. 
Jesteśmy około 134 kilometry od Bolonii, ludzie wciąż mówią po włosku, obowiązującą walutą ciągle jest euro, tylko telefon namiętnie przypomina nam o roamingu. O co chodzi? Błąd sieci? Nie. Witamy w San Marino!

2015/01/13

Kolej na Ferrarę


Ferrarę często się wspomina, ale rzadko kto się na jej temat rozwodzi. To urocze miasteczko położone między Bolonią a Padwą, swoim klimatem śmiało może dorównać tym miastom, które w przeciwieństwie do Ferrary, chętnie odwiedzane są przez turystów. 

2015/01/07

Trzy odcienie kalabryjskiej kuchni


Przyznam szczerze, że po piaskowo-miodowych odcieniach  Sycylii spodziewałam się podobnych także w Kalabrii.
Pamietam jak podczas jednej z moich ostatnich sycylijskich wizyt, stałam w punkcie widokowym na jednym ze skalistych wysokich wschodnio-północnych wybrzeży wyspy i obserwowałam w oddali, jakby ukryty za delikatną zasłoną z mgiełki, czubek włoskiej stopy - wybrzeże Kalabrii.
A region ten, jak się miało okazać niedługo później, jawił mi się być zupełnie inny, niż go sobie wyobrażałam.
Jeśli nie piaskowo-miodowa to jaka jest Kalabria?